Kolejnym celem podrózy jest Santiago de Cuba - najbardziej pagórkowate port świata - tak wyczytaliśmy w przwodniku.
Udało nam sie uczestniczyc tutaj w koncercie kubańskiej grupy muzyków - i tu znów niestety kolejny przykład naciagania Kubanczyków - przy wejscie zapłaciliśmy 1 CUC wstęp aby posłuchać muzyki na zywo. W lokalu byliśmy jako jedyni biali oraz kilkunastosobowa grupa Kubanczyków, która jakoś nie płaciła przy wejściu. Po zamówienie drinków, przez dłuższa chwile kelner nie "potrafil" przyniesc reszty, dziwnym trafem przyniósł ja w momencie, kiedy grupa przestała grać i prosiła się - jedynie nas!! - zapłaty za możliwość ich słuchania. "lider" zespołu dosc agresywnie próbował się od nas doprosić zapłaty, tłumaczyliśmy mu ładnie, że już wejściówke zapłaciliśmy, po kilku chilach odpuścił, ale jakimś dziwnym trafem Kubańczyków nie prosił o pieniadze - słabe to było, dość słabe...
Inna obserwacja na Kubie jest różnorodność cen, w restauracjach gdzie płaci sie w CUC - obiad kosztuje ok 10CUC (40zł) czyli pierońsko drogo, co nawet sami Niemcy komentowali, których napotkaliśmy po drodze, natomiast jak wcześniej już pisałem w lokalnym punktach, gdzie żywia sie miejscowi, obiad czy to bułki na śniadanie kosztuja ok 3CUP (50gr).
Także myślę, że nie źle na turystach Kubaczycy zarabiaja. Wchodzac jednak do sklepów, produktów tu jest jednak mało, czyli komunizm jest tu obecny, samej jednak biedy mało widać na ulicach. Myślimy, że pieniadze Kubanczycy maja, ale nie maja ich gdzie i jak wydawać.