Rano pobudka i spacerkiem w ladnej pogodzien udajemy sie na pociag, skad czekala nas 3 godzinna podroz w gory - do Koyasan. Jest to miejscowosc polozona ok,800m n.p.m. gdzie znajduje sie wiele swiatyn oraz tzw. Shukubo. Shukubo sa to cos w rodzaju swiatynie z mozliwoscia noclegu, gdzie podawane sa tradycyjne dania. My zostajemy tu jedna noc, w cenie dostajemy kimono na przebranie, w ktorymn udajemy sie na kolacje...na ktorej podane bylo; marynowane warzywa, czarna fasola, tempura (smazone w masle warzywa - najlepsze!!) tofu, ryz, jablko, pomarancz oraz blizej nie zidentyfikowane dania....wegetarianskie. Musze przyznac, ze choc nie wygladala calosc apetycznie oraz tak abym sie najadl, to jednak czulem sie pelny po posilku:) Jednak dalej uwazam, ze schabowy, to schabowy!!
W ciagu dnia zwiedzalismy bardzo, stary cmentarz, z tysiacami lampionow po drodze.Na cmentarzu znajduje sie rowniez cos w rodzaju budki telefonicznej, w ktorej jest maly otwor. Do towru wklada sie dlonie i w srodku probuje podniesc sie kamien. Legebda mowi, ze kamien warzy tyle ile nasze grzechy. Powiem tak; kamien najlzejszy nie byl, ale podniesc sie go dalo, wiec nie jest ze mna jeszcze tak zle;)
Pobudka byla przed 6.30, gdyz chwile przed wschodem slonca odbywaja sie modly Buddystow w ktorych mielismy nie watpliwa przyjemnosc uczestniczyc. Po godzinnych spiewach, modlach i medytacjach zaproszeni zostalismy na sniadanie, ktore rowniez niestety bylo wegetarianskie oparte na warzywach oraz soi....bez komentarze, ale zjadlem...;) Po sniadaniu opuscilismy bardzo ciekawe i przyjemne miejsce (co warto zaznaczyc, jest tu zima, byle lekko na minusie, a shukubo nie na ogrzewania....na szczescie pokoje wyposazone sa w....farelki!). Po opuszczeniu Shukubo idziemy na spacer po miejscowosci aby zobaczyc to czego nie widzielismy dnia poprzedniegom czyli kilka kolejnych buddyjskich swiatyn. Po poludniu, wsiadamy znow pociag i jedziemy do Kyoto, gdzie mamy zamiar zostac co najmniej dwa dni, aby podziwiac liczne swiatynie.