Szybko znajdujemy noclegownię i kontynuujemy degustację napojów zakupionych na bezccłówce...:)
12/02/09
Chłodny poranek spędzamy na śniadaniu w pobliskim lokalu jedząc coś w rodzaju naleśnika z miodem popijając herbatą ze świeżej mięty. Następnie postanawiamy wynająć przewodnika, który okazał się chyba strzałem w dziesiątkę. Cena 120Dr za grupę za 3 godzinną wycieczkę po największych atrakcjach miasta była tego warta. Wycieczkę zaczynamy przy głównej bramie Medyny - Bab Bu Dżelud. Idziemy wąskimi uliczkami, które tworzą ogromny labirynt, w którym na początku ciężko z orientacją. Idziemy pod meczet (niestety w Maroku nie można wchodzić do środka). Idąc dalej zostaliśmy zaprowadzeni do garbarni. Możemy zakupić tutejsze wyroby, ale ceny odstraszają. Kolejnym punktem był ogromny meczet oraz leżący nie opodal uniwersytet - najstarszy na świecie - datowany na X wiek. Tutaj nasza grupa się nie co zmniejszyła, ponieważ Yari z Piotrkiem zaginęli w zaułkach uliczek...poszukiwania przez przewodnika nie przyniosły skutku. Kolejnym punktem była fabryka dywanów, ale tak jak poprzednio ceny odstraszyły od zakupów. Najtańsze dywany kosztowały 800Dr/320PLN za metr kwadratowy!!! I w tym momencie uśmiech z twarzy naszego przewodnika nieco zmalał, gdyż niewątpliwie od ewentualnych naszych zakupów ten dostałby prowizję. W takiej sytuacji zbliżaliśmy się do końca wycieczki, przeszliśmy jeszcze przez chyba robiące największe wrażenie miejsce - centrum kulinarne:) Mieszanka wszelakich zapachów przyrządzanych potraw, przypraw i wszechogarniający dym tworzyły niesamowity klimat. I tu znowu miejsce, gdzie droga od żywego kurczaka do żołądka była iście ekspresowa...:) Po powrocie i małych przepychankach w hotelu, ze względu na to, że opuszczamy go popołudniu bez zapłaty idziemy na kolejny autobus, tym razem do stolicy kraju - Rabatu.